logo WSiP logo
szukaj w archiwum
aktualny serwis
strona główna WSiP
SPOKOJNIE, GIMNAZJALISTO!

W numerze 24/25 "Nowego Państwa" z 16 czerwca ukazał się artykuł Piotra Legutki pt. "Co dalej, gimnazjalisto?", dotyczący reformy oświaty i dalszych jej losów. W podtytule autor zadaje pytanie: "Czy reforma jest dobrze przygotowana?"

Jest to pytanie raczej natury filozoficznej, cóż można bowiem powiedzieć o przygotowaniu każdego przedsięwzięcia o zasięgu terytorialnym całego państwa i czasowym dotyczącym wielu nadchodzących lat. Oczywiście, twórcy działań, z których każde składa się z tysięcy poszczególnych kroków nie mogą wszystkich szczegółów przygotować idealnie. Chodzi oczywiście o pewne przybliżenie w stosunku do zamierzonych celów.

Krytycy reformy zwykle znajdują jakiś szczegół, który gdzieś nie wyszedł tak jak planowano. Nie biorą pod uwagę tego, że reforma jest procesem, zapewne długotrwałym, a na jej realizację trzeba wielu lat. Trudno sobie wyobrazić, aby najlepiej przygotowana reforma zamieniła błyskawicznie wszystkich, także tych nienajlepszych nauczycieli w aniołów, którzy tworzą cudowne programy, zachwycają się każdą odpowiedzią ucznia i do póżnego wieczora prowadzą za darmo w szkole niezwykle ciekawe zajęcia!

Piotr Legutko cytuje poglądy Włodzimierza Paszyńskiego, byłego kuratora warszawskiego, który 11 maja 2000 w "Gazecie Wyborczej" wypowiedział się przeciw kontynuacji reformy strukturalnej, tj. za zakończeniem jej na drugiej gimnazjalnej i pozostawieniem czteroletniego liceum. Następnym krokiem byłoby "obniżenie dojrzałości szkolnej" (!) o rok, a więc sześcioletnia szkoła podstawowa, trzyletnie gimnazjum i czteroletnie liceum.

Nie wiem, jak się obniża dojrzałość szkolną, bo w moim rozumieniu jest to osiągnięcie przez dziecko pewnego etapu rozwoju, kiedy może ono rozpocząć naukę. Myślę, byłoby to równie trudne, jak obniżenie wieku ząbkowania niemowląt do pierwszego miesiąca życia. Mam uzasadnione obawy, że tego dekretem się nie załatwi!

Każdy zaś, kto kiedykolwiek uczył w szkole, wie, że nie da się zepchnąć programu o rok w dół, tylko trzeba go zmodyfikować. Nieszczęściem zaś naszych szkół były dotychczas programy za duże, a nie za małe i uczenie dzieci różnych rzeczy za wcześnie, a nie za póżno. (Przykładem może być tu cała gramatyka jęz. polskiego w drugiej klasie szkoły podstawowej z wszystkimi częściami mowy i zdania -- ten ewidentny wymysł szatana na szczęście już jakiś czas temu przestał obowiązywać!). Nieustanne narzekanie na zbyt póżne rozpoczynaniu nauki w wieku lat siedmiu (ja także jestem za sześcioma!), gdy 97% dzieci chodzi do "zerówki", a z pozostałych 3% większość idzie do I klasy wcześniej, ma już tylko charakter demagogii.

Twierdzenie o edukacyjnej pauzie w przyszłym roku sugeruje, że jeden rocznik piętnastolatków znika w mrokach reformy. Na szczęście ten jeszcze wciąż bardzo liczny rocznik wyląduje bezpiecznie w trzeciej gimnazjalnej i będzie miał szansę zdecydować o wyborze profilu szkoły - decyzji bądż co bądż niełatwej - o rok póżniej niż dotąd.

Argumentowi, że program języka polskiego dobrze wpasowuje się w cykl czteroletni można przeciwstawić inne programy, z których wynika, że dla nich jest lepszy kurs trzy-, lub dwuletni. I nie jest żle przyjrzeć się, jak to robią w innych krajach: tam często nie wlecze się jednego przedmiotu przez trzy lata po jednej godzinie (u nas to szczęście miała np. geografia w niektórych profilach liceum), ale w jednym roku robi się intensywny kurs tego przedmiotu, bo, jak wynikło z badań edukacyjnych (a na Zachodzie robi się ich wiele), ten system daje dużo lepsze wyniki.

Ponieważ tekstowi Piotra Legutki towarzyszy kolejna wypowiedż Włodzimierza Paszyńskiego, na którą autor się powołuje, pozwolę sobie odnieść się do niektórych stwierdzeń.

W przeciwieństwie do Włodka Paszyńskiego uważam, że szkoła jest materią do eksperymentowania. Nasze wyniki w raportach OECD na temat alfabetyzmu funkcjonalnego wymuszają na nas to eksperymentowanie.

Trudno także poważnie traktować wypowiedż o reformie, którą się zrobi i będzie się miało na dwadzieścia lat "z głowy". Reforma oświaty w Wielkiej Brytanii, Holandii, krajach skandynawskich, Hiszpanii czy USA jest stale poddawana weryfikacji, zmianom, korektom. I u nas także należy ją ulepszać, poprawiać, zmieniać stosownie do zmieniających się warunków, rozwoju społecznego, postępów nauki i techniki. Kraje, które osiągają najwyższe wyniki gospodarcze, "azjatyckie tygrysy" nieustannie eksperymentują i ulepszają swoje systemy edukacyjne

Kolejne reformy minionej epoki w Polsce, niezależnie od zmian jakie wprowadzały, zawsze dawały na koniec jeden obowiązujący model do powielania. I on rzeczywiście umacniał poczucie, że oto zakończyliśmy dzieło reformowania na wiele lat. Tylko nie wiem, czy zauważyliście, mili Panowie, że ten system już się skończył i nie tylko w oświacie, ale i w paru innych dziedzinach reformujemy ten kraj z lepszym lub gorszym skutkiem już od lat jedenastu!

Załamywanie rąk nad rzekomym "skreśleniem z listy licealnych przedmiotów informatyki" polega na kolejnym nieporozumieniu. Informatyka jest obowiązkowym przedmiotem w gimnazjum, a przy realizacji programu "Internet w każdym gimnazjum" każde dziecko w Polsce będzie umiało korzystać z komputera. To jeden z elementów założonego w reformie wyrównywania szans. Nikt nie zamyka pracowni komputerowych w liceach. U nas powszechnie myśli się o wykorzystaniu pracowni komputerowej jako miejsca, gdzie nauczyciel informatyki wprowadza uczniów w arkana używania myszy i prostych edytorów tekstu. Tymczasem komputer w edukacji w krajach rozwiniętych oznacza najczęściej użycie programów do różnych przedmiotów, korzystanie z zasobów Internetu na lekcjach. Pracownia komputerowa w szkole będzie miejscem takich lekcji dla wszystkich przedmiotów. Nie wiem, dlaczego informatycy mają masowo uciekać z liceów do biznesu, a nie do gimnazjów, skoro już raz zgodzili się na nauczycielski los.

Podstawa programowa szkół ponadgimnazjalnych została dopiero zaproponowana i jest przedmiotem dyskusji. Dotyczy to także podstawy dla szkół zawodowych. Jeśli zaś chodzi o liczbę godzin przedmiotów ogólnokształcących, to istotnie jest ich mało. Ale chciałabym znać wyniki badań stopnia opanowania zapisanego w obecnym programie materiału przez uczniów tych szkół -- może więc problem nie leży w liczbie godzin, ale w metodach nauczania?

Dwa lata to nie tak mało czasu na przygotowanie programów i podręczników do nowych szkół ponadgimnazjalnych. Po iście sprinterskim tempie przygotowania tych materiałów dla szkoły podstawowej i gimnazjum dwuletni termin wydaje się prawdziwym luksusem. I nie zgadzam się z twierdzeniem, że podręczniki są "staro-nowe". Oczywiście, niektóre są, ale powstało też wiele znakomitych, nowoczesnych, promujących aktywność ucznia! Warto też pamiętać, że zarówno dzięki centralnym programom MEN, (Nowa Szkoła, Kreator, Nowa Matura), jak i grantom dla wyższych uczelni na organizację studiów podyplomowych przygotowujących do reformy oświaty przeszkolono w ostatnich latach rekordowe liczby nauczycieli!

Podobnie rzecz ma się z maturą, poczekajmy, poeksperymentujmy, zobaczmy, jak to działa, przygotujmy ludzi: egzaminatorów, nauczycieli, dyrektorów. Takie szkolenia właśnie są przygotowywane i wkrótce się rozpoczną.

I jeszcze jedna prawda powtarzana przez nas na tych łamach do znudzenia: bezrobocie nauczycieli wynika z niżu, a nie reformy, co wie, (a na pewno będzie wiedziało po edukacji w zreformowanej szkole) każde dziecko po zajrzeniu do rocznika statystycznego. Bo właśnie ta szkoła ma uczyć czytania tekstu, tabel i wykresów ze zrozumieniem.

A więc spokojnie, gimnazjalisto, obawy o Twój los są naprawdę nieuzasadnione!

Janina Zawadowska


Szukaj w archiwum ] [ Aktualny Serwis ] [ Strona Główna ]